W jednym z odcinków serialu „The Good Doctor”, Shaun Murphy został poproszony o udzielenie wywiadu dla telewizji. Miał to zrobić z powodu tego, że jest nielicznym, a może jedynym lekarzem dotkniętym autyzmem. Miało to przynieść zarówno jemu jak i szpitalowi pewną rozpoznawalność. Mimo, że jego historia mogła stać się inspiracją dla innych – odmówił. Powiedział, że chce być zapamiętany jako dobry lekarz, a nie lekarz, który ma autyzm.

Długo zastanawiałem się nad jego słowami i nad tym jak jego postać mogła stać się natchnieniem dla innych osób, ale doszedłem do wniosku, że w jednej kwestii miał rację.

Z chorobami jest niestety tak, że najpierw patrzą na Ciebie właśnie przez jej pryzmat, a potem dopiero na to jakim człowiekiem jesteś i jak wiele, lub nie, osiągnąłeś. Czasem ludzie kibicują, czasem okazują z jej powodu litość, a może zwyczajnie to moje błędne postrzeganie rzeczywistości.

Dziś jest 17 kwietnia – Światowy Dzień Chorych na Hemofilię. Niby dzień jak co dzień i pewnie każdy inny byłby równie ciekawy gdyby nie to, że ten dzień dotyczy mnie bezpośrednio.

Hemofilia jest ciężką, niewdzięczną, bagatelizowaną i niedostrzegalną chorobą

Kiedy byłem jeszcze dzieckiem, a nawet później w liceum i na studiach nie przywiązywałem uwagi do tego, że ta ciężka, niewdzięczna, bagatelizowana i niedostrzegalna choroba ma swoje własne święto. Interesowały mnie zupełnie inne rzeczy i moja głowa skupiała się na problemach dnia codziennego. Wiedziałem tyle, że hemofilia ma za sobą kawał historii a w moim otoczeniu występuje zaskakująco często.

Hemofilia to jedna z najwcześniej opisanych chorób. Pierwsze wzmianki na jej temat pochodzą z ok. 100 roku n.e.

Znana jako „choroba królewska”, która stała się sławna za sprawą brytyjskiej królowej Wiktorii. Będąc nosicielką i mając dziewięcioro dzieci przyczyniła się do dalszego rozprzestrzenieni tej choroby. Jej córki przekazały „pechowy” gen królewskim rodzinom Rosji, Prus i Hiszpanii.

Problemy same sobie poradzą

Wracając do wypowiedzi bohatera serialu „The Good Doctor”, po części czuję się z nią mocno związany. Od zawsze uważałem, żeby nie dzielić się problemami, bo te zawsze poradzą sobie same. Tylko te dobre momenty w życiu należy wspólnie z kimś celebrować, a o tych złych mówić od czasu do czasu jak już naprawdę nie można sobie z nimi  poradzić.

Tak jak nasz bohater, chciałem być postrzegany jako “ktoś”, a nie “ktoś kto boryka się z przeciwnościami losu i mimo wszystko jakoś daje radę”.

Towarzysząca mi choroba to w większości ból, wylewy do mięśni czy stawów i zagrożenie życia tam gdzie zdrowy człowiek nie zwróciliby na to uwagi. Mimo tego w sferze biznesowej nigdy nie pozwalałem sobie by przyćmiła ona w jakikolwiek sposób to jak pracuję, co robię i co chcę osiągnąć. Nigdy nie chciałem być zapamiętany jako dobry przedsiębiorca ze schorzeniem, lub by mówiono o mnie, że jak na chorego to „coś tam mi się udało”.

Wszystko, albo nic. Nawet gdybym musiał pracować dwa, trzy czy trzydzieści razy ciężej.

Z biegiem czasu

Mijały lata i z czasem zacząłem się zastanawiać czy robię dobrze. Zagłuszałem swój wewnętrzny głos, aż do pewnego momentu. Zostałem poproszony by opowiedzieć przed gronem innych, niepełnosprawnych osób o sobie i o prowadzeniu firmy gdy człowiek mierzy się z przeciwnościami losu.

Idąc tam poczułem, że robię coś ważnego. Ważnego i istotnego – dla mnie. Stanąłem przed publicznością i kiedy opowiedziałem swoją krótką historię o tym, jak mimo przeciwności losu, wielkich problemów udało mi się założyć biznes oraz zrobić masę ciekawych rzeczy, poczułem wielką ulgę. Taką jak przy spowiedzi. Wtedy właśnie z widowni padło pytanie, które jak kula trafiło mnie prosto w serce.

A na co Ty w ogóle chorujesz? Nic po Tobie nie widać

powiedział chłopak siedzący na wózku

I zaczęło się!” – pomyślałem – „W sumie ma rację, nic nie widać, ale to co, będziemy się teraz licytować i strzelać do siebie jak na pojedynku? Przecież nie jestem w jakikolwiek sposób godzien dyskutować z osobą, którą dotknął tak ciężki los w życiu”. I ostatecznie nie powiedziałem nic. Po wszystkim zaszyłem się w sobie i nigdy więcej nie zamierzałem mówić głośno o swojej chorobie.

Będę dalej udawał, że jestem zdrowy” – mówiłem do żony, a ona rugała mnie za moje egoistyczne podejście.

Niewidoczna choroba

To, że nie widać choroby wcale nie wzięło się samo z siebie. Kiedy byłem dzieckiem moi rodzice prowadzili nieustanną walkę, a nasze życie składało się z ciągłych wycieczek z domu do szpitala. Gdy w wieku trzynastu lat, przestałem chodzić i leżałem przez kilka miesięcy w Warszawie mój tata każdego dnia dojeżdżał po pracy do mnie pociągiem, by późno w nocy wracać, iść spać i o 4 rano wstawać do pracy.

Potem kiedy pojawiła się możliwość posiadania leków w domu, tego szpitala i nieprzespanych nocy było ciut mniej. Do tego indywidualne nauczenie oraz brak wychodzenia do szkoły zminimalizowały ilości wylewów i uchroniły mnie przed nieodwracalnymi zmianami jakie powoduje Hemofilia.

Kiedy trafiłem na studia założyłem firmę i poszedłem na siłownię. Chodziłem tam 5 razy w tygodniu przez kolejne 10 lat, mimo bólu, który towarzyszył tym wizytom, a po siłowni każdego dnia ciężko pracowałem do późnych godzin nocnych.

Pod koniec studiów trafiłem dodatkowo do programu badawczego, gdzie testowano nowe leki. Badania te podniosły jakość mojego życia i zniwelowały ilość wylewów z osiemdziesięciu rocznie do kilku w ciągu pięciu lat. Niestety gdy tylko program badawczy się skończył, a jakość życia znów spadła, ilość wyzwań drastycznie wzrosła. Przez to i przez większą ilość obowiązków zmniejszyłem częstotliwość ćwiczeń, ale do dziś robię to kilka razy w tygodniu.

Dużo część osób dotkniętych Hemofilią (w Polsce mamy około 3000 chorych, z czego postać ciężka nie jest zbytnio popularna) porusza się już o kulach, na wózkach, lub nie może przejść samodzielnie 50 metrów. Zaręczam jednak, że nie znam nikogo z tą chorobą kto nie patrzyłby optymistycznie na świat.

Podsumowanie

Kończąc już, bo miało być z przytupem a wyszło smutno. Życie jest inne niż serial, który wspomniałem na początku. Nie mogę ciągle udawać, że jestem kimś innym, że choroba nie jest częścią mnie i nie ma wpływu na kształt mojego życia czy charakteru. Zrobiłem pierwszy krok, dziś robię kolejny i chcę nauczyć się mówić otwarcie o swojej chorobie.

Jako Hemofilik powiem Wam, żebyście nigdy, ale to nigdy się nie poddawali, a w każdym złym momencie w jakim się znajdujecie znajdowali dobro i szczęście jakie Was otacza. A jak skończy się izolacja społeczna to wstańcie z kanapy i zróbcie coś ważnego, nawet jak wydaje się Wam, że nie możecie i nie potraficie. Bo na pewno jest zupełnie inaczej.

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Stay up to date

Subscribe to the newsletter and receive a e-book as a gift

Zero unwanted content. Only good materials in your inbox.

Leave this field blank

The administrator of your personal data is Adam Trojańczyk 
Click here to find out more about the processing of your personal data.


You May Also Like